Gruzja. Zachwycająca Smacche-Dżawachetia.
Do południowej Gruzji jechaliśmy po to aby zobaczyć słynne skalne miasto Vardzię. Nie mieliśmy na ten region żadnego konkretnego planu ani listy miejsc do zobaczenia. Chcieliśmy dać się ponieść drodze i widokom. Nie wiemy jak i dlaczego tak się stało ale ten region Gruzji urzekł nas najbardziej. Może to dlatego, że poza Vardzią i Achalciche nie spotkaliśmy praktycznie żadnych turystów. Może dlatego, że zgubiliśmy się w stepie, a może dlatego, że widok rozpościerający się spod twierdzy Tmogvi był jednym z najpiękniejszych jakie widziałam w życiu? Nie wiem, ale czy to istotne ? Zapraszam dziś Was do Gruzji, w której prawie nie ma Gruzinów.
Zacznijmy od miejsc najbardziej popularnych:
- twierdzy Rabati w Achalciche;
To jedna z niewielu gruzińskich twierdz, które przeszyły generalny remont. Niestety trudno zaliczyć go do szczególnie udanych bo choć twierdza robi wrażenie to wygląda jakby właśnie ją wybudowano a nie jak obiekt historyczny.
- skalnego miasta Vardzia;
Vardzia jest tłumnie odwiedzana przez turystów i nie ma się czemu dziwić to skalne miasto – klasztor jest imponujące. Pierwotnie kompleks liczył ok 3 tysięcy pomieszczeń rozlokowanych na ok 13 poziomach. To co możemy podziwiać dziś to zaledwie 1/3 tego co zostało z miasta po silnym trzęsieniu ziemi w roku 1283. Co ciekawe miasto jest nadal zamieszkane przez grupkę mnichów.
następnie przejdźmy do często omijanych a leżących tuż przy głównej drodze:
- ruin twierdzy Chertwisi;
Ruiny twierdzy są położone przy głównej drodze wiodącej z Achalciche w kierunku Vardzi i nie sposób ich przegapić.
- ruin twierdzy, której nazwy nie pamiętam ;);
dość niepozorne ruiny leżące przy tuż przy drodze pomiędzy Aspindzą a Vardzią, którym warto poświęcić chwilę i pogapić się na leżącą w dole dolinę (oznaczyłam je dla Was na mapce poniżej);
aby w końcu trafić do rzadko odwiedzanej:
- twierdzy Tmogvi;
jeśli miałabym wymienić najpiękniejsze miejsce jakie widziałam w całej Gruzji byłyby to ruiny twierdzy Tmogvi. Dotarliśmy tam akurat gdy ostatnie promienie zachodzącego słońca padały na zielone stoki gór, delikatnie ześlizgując się ku dolinie leżącej u stóp twierdzy. Bajka. Twierdza nie leży na trasie żadnej z zorganizowanych wycieczek (choć leżała na trasie Jedwabnego Szlaku) bo aby do niej dotrzeć trzeba albo użyć siły własnych mięśni albo zaopatrzyć się w auto 4×4. Zapewniam, że warto!
a potem jeszcze rzucić okiem:
- na jezioro Parawani, gruzińskie stepy i wygasłe wulkany.
Parawani to największe gruzińskie jezioro położone na wysokości 2073 m. n.p.m. Majaczą tu szczyty wygasłych wulkanów Didi Abuli, Samsari i Kyzył-dag. Było tam dziko, pusto i aż kusiło by zapuścić się gdzieś w step. Postanowiliśmy poszukać pozostałości twierdzy Szaori (jest nawet oznaczona na goole maps), zjechaliśmy z głównej drogi, minęliśmy walącą się wioskę, a potem stada owiec. Jakiś uczynny pasterz wskazał nam drogę, ale ona szybko się skończyła, skończył się internet i zasięg. Napotkaliśmy ludzi żyjących w obozowisku ale nie znających żadnego ze znanych nam języków i niezbyt skorych do pomocy a chyba dość przestraszonych naszą wizytą. A potem byliśmy już my i surowe piękno krajobrazu. Ruiny twierdzy też gdzieś tam były ale nie mamy pojęcia gdzie. Jeszcze kiedyś tam pojedziemy jeszcze raz ich poszukać.
Na koniec jeszcze tylko słów wyjaśnienia: Dżawachetia jest zamieszkana w większości przez Ormian a nie Gruzinów. W okolicach jeziora Parawani Ormianie stanowią ponad 90% ludności, z tego też powodu mimo świetnych warunków do rozwoju turystyki rząd gruziński w ogóle nie wspiera rozwoju tej części Państwa, co oczywiście pogłębia tendencje separatystyczne regionu.
Informacje praktyczne i naszą trasę po Gruzji już niedługo znajdziecie w poście: Gruzja bez ściemy. Informacje praktyczne i nasza trasa.
Wszystkie miejsca opisane w niniejszym poście znajdziecie na mapce poniżej.